Raz jeszcze o zakończonej rundzie...

Raz jeszcze o zakończonej rundzie...

Minął miesiąc od zakończenia rundy jesiennej. Emocje związane z boiskowymi wydarzeniami już w znacznym stopniu opadły. Jeden tekst na ten temat już powstał. Jednak ja chciałbym raz jeszcze dorzucić garść przemyśleń na temat tego, co wydarzyło się w naszym klubie i wokół niego na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Fakty są niepodważalne. Ostatnie miejsce w lidze, zaledwie jedno wygrane spotkanie i aż 13 przegranych. Bilans bramkowy 12-61! To daje nam średnią ponad czterech bramek traconych na meczy, przy czym wskaźnik bramek zdobywanych nie przekracza nawet jednej! Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że zobaczyliśmy właśnie jedną z najgorszych rund w wykonaniu barcińskich futbolistów … hmm … Pewnie i w całej historii. Gorzej było na koniec rundy w sezonie 2011/12. Wtedy na koncie mieliśmy zaledwie jeden punkt (i nieznacznie lepszy stosunek bramek niż teraz). Musimy brać też pod uwagę, że większość czasu od 1963 roku spędziliśmy ligę niżej niż obecnie. Co miało wpływ na taki a nie inny stan rzeczy? Pierwszą rzeczą, która nasuwa się na myśl jest oczywiście postać trenera Sławomira Kardasza. Niezrozumiałym było dla mnie od dłuższego czasu, jak drużyna, która pozostała w większości w tym samym składzie personalnym, co w sezonie 2015/16 mogła zmienić tak diametralnie poziom swojej gry? Drużyna, która pod wodzą trenera Krygiera potrafiła nawiązywać równorzędną walkę prawie z każdym zespołem tej ligi nagle zamieniła się w kopciuszka i chłopca do bicia w ligowej stawce? Dochodziły do tego niezrozumiałe decyzje personalne opiekuna LKS-u. Ich apogeum była kuriozalna decyzja o desygnowaniu do gry w polu bramkarza Tomasza Kurczewskiego w jednym z meczów ligowych! Nie chcę się pastwić nad osobą pana Kardasza. Zapłacił frycowe za wejście w przygodę z trenerką na poziomie seniorskim (do tej pory był opiekunem grup młodzieżowych). Nie do końca czuł chyba jednak tą drużynę. Zabrakło chemii. Zabrakło wizji. Zresztą ciężko złapać z zawodnikami chemię, wytworzyć jakąkolwiek pozytywną atmosferę, jeśli drużyna przyjmuje tęgie lanie praktycznie w każdym meczu. Trener Mróz obejmował już zgliszcza tej drużyny. Zresztą był elementem tego zespołu od początku sezonu i na pewno na niego również negatywnie zadziałała taka sytuacja. Mimo wszystko i tak udało mu się to, czego nie dokonał jego poprzednik, zespół zdobył trzy punkty w starciu z LTP Lubanie. Zarząd podjął decyzję żeby nie zatrudniać na szybko i w pośpiechu nowego trenera. Nic nie dawało gwarancji, że zadziałałby „efekt nowej miotły”. Dograliśmy rundę do końca. Nowego szkoleniowca jak wszyscy wiemy już mamy i może on w spokoju planować odbudowę formy naszych piłkarzy. Ma na to naprawdę dużo czasu.

Kolejnym czynnikiem, składającym się na całość tej układanki, o którym zresztą otwarcie mówił sam prezes Kaśków, był fakt, że zarząd przespał troszeczkę okres letni. Za późno zaczęły się poszukiwania zawodników, którzy mogliby realnie wzmocnić kadrę Dębu. Zbyt wiele czasu pochłonęły poszukiwania nowego trenera. Lokalny rynek był już przetrzebiony. W ostatniej chwili rezygnowali również zawodnicy, którzy wydawało się są już „klepnięci” do grania w barwach barcińskiego zespołu. Wzmocniliśmy kadrę doświadczonym Arkadiuszem Glazą, ale przy okazji straciliśmy na rzecz Cuiavii Inowrocław Roberta Cieniaka, który dotychczas był wyróżniającą się postacią zespołu. Zmiennicy nie prezentowali już niestety takiego samego poziomu. Do tego doszło jeszcze niezdecydowanie Jarka Plewy, co do zakończenia swojej przygody z piłką. Zabrakło napływu świeżej krwi do organizmu drużyny. To również ma się zmienić w przerwie między rundami.

Gdy w 2011roku Marcin Kaśków przejmował schedę po panu Tadeuszu Kubickim na stanowisku prezesa „Dębu” Barcin miał jasno określone plany. Po czasach reprezentowania zespołu przez „armię zaciężną” i „najemników”, czyli piłkarzy ściąganych z dalszych miejscowości, „Dąb” miał stać się klubem, którego kręgosłup będzie się składał z wychowanków i lokalnych graczy. Patrząc na obecną kadrę drużyny trzeba przyznać, że to mu się udało. Należy jednak sobie zadać pytanie: Czy wizja klubu, którą mieli w swoich głowach działacze, przejmujący 5 lat temu stery LKS-u jest tożsama z obecnym stanem rzeczy? Pod względem sportowym odpowiedź jest czysto retoryczna. Dąb jest w tej chwili drużyną, która od kilku dobrych sezonów balansuje na krawędzi odgraniczającej ligę okręgową i A-klasę. Myślę, że docelowo, każdy chciałby żeby LKS stał się pełnoetatowym uczestnikiem V-ligowych kampanii i nie martwił się rokrocznie o utrzymanie, (chociaż przy ciągłym „remontowaniu” rozgrywek przez związek, nigdy nie można być pewnym swojej sytuacji). Jednak czy opierając zespół na samych wychowankach jest na to szansa? Czy materiał ludzki, którym dysponuje nasze miasteczko jest w stanie ukształtować drużynę, która wejdzie na wyższy szczebel? Po obecnej rundzie można mieć ku temu pewne wątpliwości. Wprowadzanie wychowanków i fakt, żeby klub reprezentowali chłopacy mający w sercu wyrytą literkę „D” i barcińską koniczynkę jest bardzo ważny. Ale muszą mieć oni zapewnione wsparcie doświadczonych graczy, którzy będą potrafili podnieść wartość zespołu. Potrzebne jest wykreowanie liderów, od których ta młodzież będzie się mogła uczyć. Najlepiej nie tylko na boisku, ale też w sprawach okołofutbolowych. Zatrudnienie 3-4 najemników, którzy faktycznie podniosą poziom gry a przy okazji staną się boiskowymi mentorami jest warte sięgnięcia głębiej do klubowej kasy. Potrzebne jest zachowanie równowagi, bo wiemy jak skończyła się próba montowania drużyny w oparciu o samych graczy przyjezdnych. Jestem i tak dumny i pełen podziwu dla naszych młodych zawodników, że dograli rundę do końca nie wyłamując się i nie szukając wymówek od gry. Skoro ta runda was nie zabiła to może was tylko wzmocnić!

Inaczej miały chyba wyglądać również struktury zespołów juniorskich. Nie da się jednak siłą zaciągnąć młodzieży na boiska. Jesteśmy małym miasteczkiem i mamy ograniczone pole manewru w tej sprawie. Jedyne, co można więcej zrobić to nadal propagować „czerwono-zielonych” wśród młodzieży, tak jak robili to nie dawno nasi działacze wśród barcińskich przedszkolaków. Przypomina mi się pewien dialog przytoczony przez Erica Cantonę, który przeczytałem w pewnej książce:

-Grywa się jeszcze w piłkę na podwórkach?

-Tak, ale nie wszędzie, a w wielu miejscach coraz rzadziej.

Na ulicy spotykam syna przyjaciół.

-Hugo! Ile razy trenujesz w swoim klubie?

-Dwa razy…

-W tygodniu?

-Tak

-A prócz tego nie grasz w piłkę?

-Nie…

-Nie grasz w piłkę na podwórku czy w szkole? Nie ma takiego miejsca, w którym spotkałbyś się z kolegami, żeby pograć?

-Owszem, spotykamy, żeby pograć w gałę, ale to gry video…

Znak naszych czasów. Z jednej strony wydaje mi się, że barcińskie orliki i tak są względnie zapełnione. Z drugiej pograć sobie na orliku a grać w klubie, który wymaga pewnej systematyczności i wyrzeczeń, to dwie różne sprawy. Myślę jednak, że triki wykonywane na boisku zamiast za pomocą pada przynoszą o wiele więcej satysfakcji.

Byłem w ciężkim szoku, gdy jakiś czas po rozegraniu przez LKS ostatniego spotkania przeczytałem w „Gazecie Pomorskiej” wydrukowaną wypowiedź jednego z naszych barcińskich kibiców. Owy pan zatelefonował do redakcji pożalić się na beznadziejną sytuację klubu w ligowej tabeli. Ok, rozumiem. Jednak kibic ten, zasugerował, że najlepszym sposobem wyjścia z obecnej sytuacji byłoby wycofanie drużyny z rozgrywek! Tego już zrozumieć nie potrafię… Mam nadzieję, że u tego pana emocje wzięły w tym momencie górę i tak naprawdę nie chciałby wycofania zespołu z ligi. Nie dziwię się kibicom, że są rozżaleni obecną sytuacją. Chyba wszyscy jesteśmy lekko skonsternowani i nie do końca rozumiemy tego, co się wydarzyło w pierwszej części obecnego sezonu. Jeśli nie powiedzie się na wiosnę? To spadniemy do A-klasy. Od 1963 roku do roku, 2005 gdy drużyna pana trenera Tylkowskiego wywalczyła pamiętny awans do „okręgówki” graliśmy głównie w niższych klasach. Potem również zaliczyliśmy dwa lata gry w „serie A”. Czy z tego powodu mamy rozwiązać sekcję piłkarską? Gdy Zagłębie Piechcin po latach prosperity i gry w 3 lidze straciło sponsora w postaci kombinatu i poleciało na łeb na szyję niżej to rozwiązało sekcję? Gdy jeszcze nie dawno Unia Janikowo znalazła się na zakręcie i musiała zaczynać od B-klasy to wolała rozwiązać sekcję? Nie. Dziś są już w 4 lidze. Po natłoku kłopotów od najniższych lig zaczynały kluby o wiele większe: Lechia Gdańsk, Odra Wodzisław czy nie daleko szukając Zawisza Bydgoszcz. Nikt z nich się nie poddawał. Przegrywa ten, kto wycofuje się z walki. A nasze problemy są mimo wszystko mniejsze niż chociażby te, które przed laty nękały ekipy z Piechcina czy Janikowa. „Dąb” jest jednym z symboli naszego miasta, klubem, z którym się utożsamiamy, sposobem na wyrażanie naszego lokalnego patriotyzmu. Dawał nam wielokrotnie wiele pozytywnych emocji, więc powinniśmy być z nim w każdej sytuacji. Na dobre i na złe. I wiem, że duża rzesza kibiców wychodzi z tego założenia. Mentalności reszty nie da się zmienić. To domena każdego piłkarskiego stadionu. Tzw. „loża szyderców”. Wiem jednak, że wiele osób po prostu w ten sposób wyraża swój smutek i odreagowuje emocje, zachowując w sercu nadal czerwień i zieleń. Nie popieram takiego podejścia, ale trzeba się z tym pogodzić. Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą.

Nie ma sensu się załamywać. Czas wyciągać wnioski i postarać się by nie popełnić tych samych błędów, które przydarzyły się latem. Jak powiedział prezes Kaśków po zatrudnieniu trenera Czarneckiego: „Po burzy zawsze wychodzi słońce”. Mamy od roku nowy stadion, mamy od nie dawna sztuczne oświetlenie, współpraca na linii Dąb-BOSiR dobrze się układa. Są warunki ku temu by stworzyć solidny klub. Mam nadzieję, że tak się stanie i piłkarze nie będą nie długo musieli kursować, co tydzień na linii stadion z oświetleniem – stadion pomiędzy polem kukurydzy.

Był! Będzie! Jest! Barciński LKS !

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości